SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Canal+ nie zapłaci za prawa do zawieszonej ligi francuskiej. "To zmroziło wiele osób w świecie piłki"

Grupa Canal+ zdecydowała się nie płacić ostatniej transzy za prawa telewizyjne do francuskiej ligi piłkarskiej Ligue 1. Uzasadniła, że w związku z koronawirusem rozgrywki są zawieszone, więc automatycznie żadne z zaplanowanych transmisji nie mogą się odbyć. - Ta informacja zmroziła wiele osób w świecie piłki - ocenia Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska.

Grupa Canal+ w związku z epidemią koronawirusa odmówiła zapłacenia trzeciej, ostatniej transzy za prawa do transmisji Ligue 1 w sezonie 2019/2020. Roczny kontrakt opiewa na sumę 558 mln euro, a do tego pokazująca te rozgrywki w niektórych krajach poza Francją telewizja BeIN Sports uiszczała kolejne 201 mln euro (42 mln euro w trzeciej transzy). Brak zapłaty trzeciej transzy oznacza, że do klubów nie trafi 110 milionów euro.

- Nie jest możliwe, abyśmy płacili przyszłe raty, chociaż z powodu zawieszenia mistrzostw Ligue 1 nie można rozegrać żadnego meczu, a tym samym nadawać na naszych częstotliwościach - powiedział Maxime Saada, prezes i dyrektor generalny Grupy Canal+ dziennikowi "L’Équipe".

W oświadczeniu wystosowanym przez nadawcę można przeczytać: "To zawieszenie płatności jest częścią kontekstu, w którym kryzys zdrowotny wpłynął na prawie wszystkie działania naszej grupy. Na naszą działalność w zakresie płatnej telewizji we Francji znaczny wpływ ma zamknięcie dużej części naszych kanałów sprzedaży oraz osłabienie atrakcyjności naszych ofert sportowych. Nasze przychody z reklam spadają swobodnie. [...] Poważnie wpływa to również na naszą międzynarodową telewizję i działalność StudioCanal. Jesteśmy zatem zobowiązani do podjęcia niezbędnych środków w celu złagodzenia finansowego wpływu tego kryzysu".

Na razie nie wiadomo dokładnie, kiedy rozgrywki ruszą, brane mają być pod uwagę różne scenariusze, ale jeśli nie uda się wznowić meczów, to cały sezon zostanie anulowany. Telewizja beIN Sports nie ogłosiła jeszcze, czy zdecyduje się zapłacić ostatnią transzę. Obaj nadawcy mają prawa do transmisji Ligue 1 w latach 2016-2020.

Ostatnie jak na razie mecze Ligue 1 odbyły się 8 marca. Łącznie w trakcie sezonu rozegrano 28 z 38 zaplanowanych kolejek.

Rzecznik prasowy Canal+ Polska Piotr Kaniowski przekazał nam, jak ocenia to polska grupa: - Pozostajemy w kontakcie z ligami europejskimi oraz UEFA i rozważamy różne scenariusze, niemniej komunikaty, które otrzymujemy są spójne - wszystkim zależy na przywróceniu rozgrywek i dokończeniu obecnego sezonu jak tylko pozwoli na to sytuacja. Wierzymy, że nasi widzowie zobaczą wszystkie mecze obecnych sezonów - podkreślił.

Ta informacja zmroziła wiele osób w świecie piłki

Spytaliśmy ekspertów, jak oceniają decyzję francuskiego Canal+. Prezes Sport Management Polska Grzegorz Kita jest zdania, że to potężny wstrząs rynkowy w kontekście relacji kluby/ligi - nadawcy. - Wiele klubów i lig naprawdę spodziewało się rozwiązań polubownych. Nie można oczywiście wykluczyć, że to część taktyki negocjacyjnej, ale sądzę, że taka informacja zmroziła wiele osób w świecie piłki - podkreśla  w komentarzu dla Wirtualnemedia.pl.

Jak tłumaczy, z ekonomicznego i prawnego punktu widzenia sytuacja jest jasna - jeżeli umowy dotyczą konkretnej liczby meczów czy kolejek to nadawca ma prawo nie płacić za te, które się nie odbyły. - Na tym kończy się prosta wykładnia formalna ponieważ mamy do czynienia ze skomplikowanym systemem naczyń połączonych gdzie w różnych proporcjach przeplatają się prawa, obowiązki, intencje i potrzeby. W tej układance mamy aż pięć różnych grup interesariuszy. Kluby/ligi, nadawcy, reklamodawcy/sponsorzy, zawodnicy/trenerzy i abonenci mają różne postawy i oczekiwania - wymienia.

Według niego z jednej strony nadawca nie płacąc, radykalnie wpłynie na pogorszenie sytuacji finansowej klubów, których część może nawet nie przetrwać, a z drugiej strony, nie może przecież brać odpowiedzialności za problemów klubów, które szastały pieniędzmi, prowadziły nieodpowiedzialną politykę finansową i zaniedbywały pracę nad pozostałymi źródłami przychodów, takimi jak frekwencja i ogólnie dzień meczowy czy marketing.

- Dzisiaj orientują się, że bez telewizyjnej kroplówki stoją w obliczu bankructwa. Choć przecież brak transmisji to też problemy dla klubów w relacjach ze sponsorami, ponieważ kluby nie są w stanie zrealizować całości należnych sponsorom kluczowych, zasięgowych świadczeń i parametrów umów. Z trzeciej strony jednak, co nadawcom po blokowaniu transz i zatrzymaniu części pieniędzy, gdy nie będą mieli co pokazywać. To z kolei i tak wygeneruje bunt abonentów, którzy w przeciwnym razie może wstrzymaliby się ze swoimi decyzjami. Do tego teoretycznie nadawca nie może przecież „zabijać" swojego kluczowego produktu sportowego, bo przecież wiadomo jak mocno uzależniona jest liczba abonentów np. polskiego Canal+ od praw do transmisji Ekstraklasy. Z czwartej strony, nadawcy lepiej jest mieć pieniądze na koncie i móc nimi obracać, tworzyć kapitał zapasowy na przetrwanie, mieć na alternatywne inwestycje niż „przepalić" je na zastój. Z piątej strony zaś, wartość praw transmisyjnych była szacowana i płacona także na podstawie wpływów marketingowych i reklam przy meczach. Tych pieniędzy od reklamodawców nie ma, a więc i tu nadawca stoi pod ścianą. Poprzednie wartości muszą ulec zmianom. Pat ogólny - zaznacza ekspert.

Dodaje, że pomimo iż wielu przedstawicielom opinii publicznej wydaje się, że w sensie „humanistycznym" nadawca powinien zapłacić brakujące transze, aby ratować swój produkt transmisyjny, to na przeszkodzie stają też warunki formalno-prawne.

- Zarząd spółki po prostu nie może bezproblemowo zapłacić za coś, czego nie ma. W sensie prawnym byłaby to działalność na szkodę spółki. Stosowane są przecież pojęcia niegospodarności, „szkody majątkowej w wielkim wymiarze". Idąc dalej - nadawcy też są pod presją. Zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną. Wielu abonentów wyraźnie deklaruje i deklarowało, że nabywa abonament dla transmisji sportowych, albo wręcz konkretnych rozgrywek piłkarskich takich jak np. Ekstraklasa. Mając jeszcze na uwadze pogorszenie sytuacji konsumentów na skutek gospodarczych konsekwencji pandemii koronawirusa, można spodziewać się dużych tarć na linii abonent – nadawca i rezygnowania wielu osób z abonamentów, albo domagania się korekt czy zwrotów. Czyli działania nadawców na rzecz przywrócenia rozgrywek mają także sens, aby chronić swoje przychody w sensie fundamentalnym - podkreśla Grzegorz Kita.

Nadawcy mają przewagę w negocjacjach

Podsumowuje, że nadawcy mają na pewno całkowitą przewagę negocjacyjną, a pozycja przetargowa lig i klubów jest bardzo słaba - teoretycznie wszystkie strony tego problemu powinny ze sobą koegzystować i umieć się porozumieć. Nie można literalnie okopać się na pozycji zapisów formalno-prawnych. Nie można jednak też działać wbrew zdrowemu rozsądkowi i przepisom prawa. W sensie strategicznym docelowo liczyć się będzie także wizerunek biznesowy. Zachowania poszczególnych stron problemu nie zostaną zapomniane, a złe opinie mogą ciągnąć się latami - zwraca uwagę szef Sport Management Polska.

Jego zdaniem na ten moment najbardziej kompromisowe rozwiązania to znaczne, wysokie korekty zarówno nadawców na rzecz lig, jak i abonentów na rzecz nadawców.

- Możliwe są także rozwiązania hybrydowe - nawet gdyby rozgrywek tego sezonu miało już w ogóle nie być. Zapłaty obecnych transz, ale odjęte później od przyszłych wartości kontraktowych, albo specjalne preferencje dla nadawców w zakresie przedłużania umów czy specjalnych ekstra świadczeń. Kluby otrzymały by wtedy czas na przystosowanie się do obecnej rzeczywistości i konieczne restrukturyzacje. Nowe czasy łamią jednak stare schematy i wartości, więc rozwiązań wbrew pozorom może być sporo. Mówiąc brutalnie, nie zdziwię się jednak, jeśli nadawcy zdecydują się na rozwiązania „siłowe", czyli po prostu nie płacenie - zwraca uwagę Grzegorz Kita.

Wiele zależy od zapisów w umowach

Z kolei Damian Juszczyk, właściciel agencji marketingowej Sportsman i były rzecznik prasowy Wisły Kraków uważa, że sytuacja jest nietypowa. - Wręcz precedensowa, gdyż nie wiadomo, ile realnie potrwa przerwa - czy rozpoczęte rozgrywki zostaną dokończone i kiedy ewentualnie ruszy kolejny sezon - zaznacza.

Według niego dużo zależy od dokładnych zapisów zawartych w umowach. - Zapewne każda z nich uwzględnia okoliczności, na które nadawca telewizyjny nie ma wpływu. Choć to nie wina ligi czy klubów, nie ma się czemu dziwić, że nadawca nie chce płacić za transmisje, których nie jest w stanie realizować. Co więcej, kluby nie są w stanie zaproponować sensownego zamiennika, bo nic innego, niż mecze nie zgromadzi takiej widowni – podkreśla. - W skrócie: telewizja po prostu nie ma nic z tego, że piłkarze nie grają, więc to naturalne, że nie chce za to płacić. Kiedy gra i transmisje zostaną wznowione, nadawca z pewnością bez problemu będzie ponosił koszty z tym związane i wynagradzał ligę oraz kluby z tego tytułu - stwierdza, komentując tę kwestię dla portalu Wirtualnemedia.pl.

Zdaniem Damiana Juszczyka zobowiązania umowne powinny zostać zawieszone do czasu wznowienia rozgrywek. - Jeśli sezon zostanie odgórnie uznany za zakończony, to w jego kontekście obowiązek opłat zapewne wygasa i będziemy rozmawiali już o następnym sezonie. Wtedy -  miejmy nadzieję - wszystko będzie toczyło się znanym telewizji, klubom i kibicom dotychczas trybem - mówi nam ekspert.

Właściciel agencji marketingowej Sportsman ocenia, że telewizja bez regularnej oglądalności zapewne sama staje przed wieloma wyzwaniami. - Choćby nie jest w stanie świadczyć reklamodawcom usług na poziomie, do jakiego się zobowiązała. Niestety realnie tracą wszyscy, a nadawca komercyjny - czy to Canal+, czy jakikolwiek inny - nie jest instytucją charytatywną. Najbardziej rozsądne i logiczne wydaje się pokrycie kosztów do czasu, do którego mecze były rozgrywane i zawieszenie kolejnych wpłat do momentu powrotu na boiska ligowe - czy to w tym, czy w przyszłym sezonie – podsumowuje Juszczyk.

Spadki oglądalności kanałów sportowych

W ostatnim tygodniu oglądalność większości kanałów sportowych w Polsce spadła do śladowych wartości. Eurosport 1 miał 0,02 proc. udziału, a Canal+ Sport i Eleven Sports 1 - po 0,01 proc.

Kilkanaście dni temu z powodu rozwoju epidemii koronawirusa zarówno w Polsce, jak i na świecie w trybie nagłym odwołano niemal wszystkie bieżące imprezy sportowe. Wstrzymane zostały takie wydarzenia, jak m.in. PKO BP Ekstraklasa, Liga Mistrzów UEFA, Liga Europy EUFA, mecze towarzyskie reprezentacji, PŚ w skokach narciarskich i MŚ w lotach narciarskich. Organizatorzy na inny termin przenieśli również duże imprezy, które miały się odbyć za parę miesięcy - m.in. Euro 2020, czy Letnie Igrzyska Olimpijskie 2020.

Dołącz do dyskusji: Canal+ nie zapłaci za prawa do zawieszonej ligi francuskiej. "To zmroziło wiele osób w świecie piłki"

13 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Liverpool2005
Bardzo dobrze zrobili, za co mają niby płacić jak rozgrywki są zawieszone??
0 0
odpowiedź
User
Antykibic
Tak się zastanawiam czy naprawdę piłkarze muszą zarabiać tak gigantyczne pieniądze. W czym są lepsi od bankowca sprzedawcy czy policjanta? Może ten kryzys powinien otworzyć komuś oczy i wprowadzić jakąś sprawiedliwość ( nie nie mam na myśli powrotu do PRL;))
0 0
odpowiedź
User
???
Zmrozile????
0 0
odpowiedź