SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Cyberataki i dezinformacja staną się codziennością w Ukrainie? "Dla autorów fake newsów to idealny czas na działanie"

- Mamy do czynienia z pełnowymiarowym konfliktem, w którym równie ważne co operacje na lądzie, morzu i w powietrzu, są działania informacyjne - mówi nam płk rez. Szczepan Głuszczak, były rzecznik prasowy Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Po tym, jak Rosja zaatakowała militarnie Ukrainę, tę ostatnią może zalać fala nieprawdziwych wiadomości i propagandowej narracji Kremla. - Putin ma farmy trolli, hakerów, którzy działają na jego zlecenie, więc może sięgać po inne środki, które zdemolują państwo w dużej mierze oparte na internecie - przewiduje Piotr Żochowski, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.

Fot. flickr.com Fot. flickr.com

- Stało się to, co Putin wcześniej zapowiadał. Rosja uznała niepodległość dwóch separatystycznych republik. W ten sposób pogwałcono nienaruszalność terytorialną Ukrainy. Towarzyszy temu próba naginania historii i zaskakująco ostra narracja Putina nastawiona na konfrontację. Mówienie, że jakakolwiek pomoc Ukrainie czy ingerencja w działania rosyjskie będą napiętnowane, to sygnały, które mają oddziaływać psychologicznie na zaatakowaną społeczność - uważa płk rez. Szczepan Głuszczak, były rzecznik prasowy Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. W ten sposób streszcza to, co stało się w czwartek, 24 lutego. Nad ranem Rosja rozpoczęła zbrojną inwazję na terytorium Ukrainy. - Ci, którzy będą próbowali nam przeszkodzić, spotkają się z odpowiedzią militarną, która doprowadzi do konsekwencji, z jakimi się nie spotkaliście. Jesteśmy gotowi na wszystko - powiedział przywódca Rosji Władimir Putin.

Operacji militarnej w czasie wojny towarzyszą działania mające na celu przekonanie opinii publicznej, że agresor ma rację. Nie inaczej jest w tym przypadku - Rosja teraz i w najbliższym czasie będzie zalewać polską przestrzeń informacyjną kłamstwami na masową skalę.

- Mamy do czynienia z pełnowymiarowym konfliktem, w którym równie ważne co operacje na lądzie, morzu i w powietrzu, są działania informacyjne. W XXI w. nie ma sensu rozdzielać tych dwóch równoległych płaszczyzn, gdyż lepszy efekt osiąga się przez synergię działań - uważa płk Głuszczak. Nasz rozmówca dodaje, że cyberataki dzieją się równolegle do działań zbrojnych. I są dla Rosji ważne, bo wymagają mniejszych nakładów finansowych niż środki potrzebne na utrzymanie wojska, wykarmienie żołnierzy, dostarczenie amunicji czy paliwa.

"Zdziwiła mnie mała liczba cyberataków"

- W pierwszym dniu rosyjskiej agresji odnotowano w Ukrainie kłopoty z łącznością telefonii komórkowej oraz zakłócenia w działaniu internetu. Takie problemy zgłaszali w czwartek główni operatorzy komórkowi. Nie były to jednak problemy na masową skalę - informuje Piotr Żochowski, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. Ekspert podkreśla, że być może doszło do przeciążenia sieci, choć bardziej prawdopodobne wydaje mu się, że Rosjanie dokonali punktowych ataków i nie uderzyli tak mocno, skupiając się na działaniach stricte militarnych. - Siły rosyjskie koncentrują się na precyzyjnych atakach rakietowych i lotniczych oraz operacji lądowej i niestety posuwają się dosyć szybko. Mam wrażenie, że jeszcze nie do końca wykorzystali swój potencjał związany z przeprowadzaniem cyberataków, ale być może jest to ich świadoma taktyka niewykorzystywania wszystkich środków w jednym momencie.

Nasz rozmówca zauważa, że w dniu rozpoczęcia inwazji na terytorium ukraińskie nie było słychać o tylu atakach hakerskich typu DDoS. Ta forma walki rozgrywa się w wirtualnej przestrzeni. Polega na równoczesnym przeprowadzeniu ataku z wielu miejsc. Chodzi o zaatakowanie jak największej liczby systemów komputerowych i usług sieciowych. Wielu ekspertów spodziewało się, że Rosjanie będą chcieli w pierwszych godzinach walki sięgnąć po tę broń.

- Zdziwiła mnie mała liczba cyberataków. Tym bardziej, że przed inwazją Putina kilkakrotnie zakłócano funkcjonowanie ukraińskich stron rządowych. Obawiałem się, że problemy dotkną obywateli, którzy mieliby problem z płatnościami internetowymi, załatwieniem spraw w bankach i urzędach. Na razie jednak Rosji nie udało się bądź zrezygnowała na razie ze sparaliżowania łączności na Ukrainie, ale może taki jest plan na pierwszy etap starcia - zastanawia się Piotr Żochowski. Ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich przypuszcza, że mogą powtarzać się punktowe próby zakłócenia komunikacji. - Na razie Rosjanie postępują ostrożnie i precyzyjnie. Prowadzą przede wszystkim działania bezkontaktowe, czyli niszczą infrastrukturę wojskową. Starcia lądowe mają często zacięty charakter, ale to nie przypomina bitwy generalnej. Ukraińcy dopóki mogą, to starają się hamować Rosjan, bronić Kijowa i większych miast, takich jak Charków czy Dnipro - ocenia Piotr Żochowski.

"Brakuje mi przejrzystego obrazu działań wojennych"

Nasz rozmówca przyznaje, że z obawą patrzy na zdolności zapewnienia bezpieczeństwa informacyjnego w Ukrainie. - Rosjanie oddali przekaz informacyjny swojemu Ministerstwu Obrony. Rzecznik Kremla odmawia odpowiedzi na pytania o przebieg operacji wojskowej. Komunikaty strony rosyjskiej są pełne fałszywych informacji. Można w nich przeczytać o masowej dezercji żołnierzy ukraińskich, porzucaniu przez nich broni. Padają słowa, że armia ukraińska jest rozgromiona, a Rosjanie oferują walczącym Ukraińcom przechodzenie na swoją stronę. Druga strona ma z kolei problem z jasnym przekazem, jeśli chodzi o przejrzyste pokazywanie aktualnej sytuacji wojennej. Ich komunikaty są rozproszone - mówi analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. - Brakuje mi przejrzystego obrazu działań wojennych ze względu na funkcjonowanie w przestrzeni mediów społecznościowych różnych baniek informacyjnych, które podają sprzeczne doniesienia albo manipulują wiadomościami, których weryfikacja jest czasochłonna.

Piotr Żochowski przytacza fake newsa, na którego natknął się w sieci: - Ukrainiec miał wysyłać do szkół SMS-y, że podłożył w nich bomby. Takie wiadomości krążą w przestrzeni informacyjnej. Zastanawiam się, czy w dniu, w którym Rosja atakuje Ukrainę ktoś traktuje taką wiadomość na serio. Mam wrażenie, że coraz więcej z nas kieruje się zdrowym rozsądkiem i znacznie lepiej radzi sobie z odsiewaniem dezinformacji od sprawdzonych źródeł.

Nie ufać wszystkiemu, co czytamy

Płk Szczepan Głuszczak przekonuje, że media społecznościowe, zwłaszcza wśród młodych ludzi, to element najłatwiej rozprzestrzeniający dezinformacje. - Ludzie nie zadają sobie trudu, by weryfikować informacje. Czytają jedynie tytuły i leady, zerkają na zdjęcia i na tej podstawie budują sobie narrację na jakiś temat. Warto podchodzić do wszystkich informacji z lekkim sceptycyzmem. Jeśli wiadomość już na wstępie wydaje nam się mało prawdopodobna, należy ją zweryfikować jeszcze w innych źródłach. Czasem wystarczy wpisać fragment czytanego newsa w wyszukiwarkę i sprawdzić, czy inne media podejmowały ten temat - radzi były rzecznik prasowy Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.

- Fałszywe wiadomości mają podobną konstrukcję do prawdziwych informacji. Czasem po kilku tygodniach od publikacji wywiadu z ważną osobą publiczną, przerabia się kilka wersów, wstawiając w to miejsce fake newsy. To oszustwo po to, by nadać inny wymiar rozmowie. Rosja niestety nie ma skrupułów, stosując tego typu metody - dodaje płk Głuszczak.

Czy możliwe jest całkowite wyłączenie mediów społecznościowych w Ukrainie? Do takiej sytuacji doszło w sierpniu 2020 r. w wielu białoruskich miastach, krótko po sfałszowanych wyborach prezydenckich, gdy na ulice wyszły setki tysięcy protestujących ludzi. Byli odcięci od internetu i nie mogli się wtedy ze sobą kontaktować ani zamieszczać materiałów w mediach społecznościowych.

Piotr Żochowski uważa, że internet pozwala obchodzić wszelkie ograniczenia. - Gdy Białorusini nie mogli się logować na swoje konta, przechodzili na Telegram, którego Łukaszenka nie mógł zablokować. Izolacja informacyjna jest oczywiście możliwa, ale Rosjanie raczej nie odetną Ukraińców od internetu, ewentualnie mogą zakłócić jego funkcjonowanie. Putin ma farmy trolli, hakerów, którzy działają na jego zlecenie, więc może sięgać po inne środki, które zdemolują państwo w dużej mierze oparte na internecie - przewiduje analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.

"Dobry moment, by sączyć swój propagandowy przekaz"

W czwartek po południu Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych podał, że o godz. 9 rano doszło do zmasowanego ataku dezinformacyjnego na rzecz Rosji. Przekazy prorosyjskie płynęły z około 300 kont. Dotyczyły głównie podawanych przez media strat sił rosyjskich zaangażowanych w wojnę w Ukrainie. Atak przeprowadzono na większości dużych portali informacyjnych z sekcją komentarzy na kanałach na Twitterze i Facebooku. "Celem ataku było podjęcie próby tonowania pozytywnych emocji i sentymentu użytkowników sieci w social mediach w zakresie postawy i morale żołnierzy ukraińskich. W komunikacji kont eksponowano negatywne emocje w oparciu o resentymenty nacjonalistyczne oraz klasyczną mowę nienawiści, skierowaną wobec obywateli Ukrainy" - podał Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych.

- Godz. 9 to czas, gdy wiele osób zaczyna pracę albo ma pierwszą przerwę kawową i sięga po telefon, by przejrzeć internet. Rozumiem więc, czemu tak duże nasilenie dezinformacji przypadło właśnie na tę porę - komentuje płk Głuszczak. - Dla Rosjan to był dobry moment, by sączyć swój propagandowy przekaz i narzucić narrację, tym bardziej, że od rana panował szum informacyjny. Dla autorów fake newsów to idealny czas na działanie, bo trudno w tym gąszczu kolejnych doniesień połapać się, co jest prawdą, a co sugestią.

Z tego powodu na portalach należących do Wirtualnej Polski zablokowano komentarze przy artykułach na temat agresji Rosji wobec Ukrainy. - Obserwujemy wzmożone działanie tzw. trolli - uzasadniał decyzję Piotr Mieśnik, redaktor naczelny WP. Na taki sam ruch w swoich serwisach Wydarzenia i Biznes zdecydowała się także Interia.

Piotr Żochowski dodaje, że gorzej dzieje się w mediach społecznościowych, bo tam powielanie informacji jest widoczne gołym okiem. - To nieustanna walka o korygowanie poglądów i postaw społecznych - komentuje analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.

Dziennikarze na miejscu utrudniają sączenie propagandy

Ekspert dodaje, że w sprawie cyberbezpieczeństwa Ukraina może liczyć na pomoc Zachodu. - To m.in. budowanie zabezpieczeń w sieci, dublowanie serwerów na wypadek, gdyby któryś zaatakowano - mówi Piotr Żochowski.

Płk Szczepan Głuszczak z kolei cieszy się, że widać duże zaangażowanie zagranicznych mediów w Ukrainie. - Dzięki temu, że ich przedstawiciele są w rejonie konfliktu od początku i przekazują swoim odbiorcom to, co tam się faktycznie dzieje, mogą skutecznie przeciwdziałać rosyjskiej propagandzie i ofensywie informacyjnej Kremla - wyjaśnia były rzecznik prasowy Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.

Nasz rozmówca podkreśla, że dziennikarze mogą być celem rosyjskich ataków. - Są w końcu częścią tego konfliktu. Cieszę się, że tak wiele redakcji z całego świata zdecydowało się relacjonować, co dzieje się w Ukrainie. To powoduje, że dziennikarze patrzą na ręce wojskom rosyjskim i białoruskim. To, co widzimy w obrazkach telewizyjnych, buduje nasze wyobrażenie o tym, co dzieje się na miejscu. Dzięki takim działaniom mediów spreparowanie fałszywych informacji przez ludzi podległych Putinowi jest trudniejsze i nie będzie jego reżimowi tak łatwo sterowało się nastrojami społecznymi.

Rosja zaatakowała Ukrainę: co najmniej 137 zabitych

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poinformował w nocy z czwartku na piątek o śmierci co najmniej 137 swoich rodaków od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę, która rozpoczęła się w czwartek rano.

"137 bohaterów, naszych obywateli straciło życie" – powiedział Zełenski w nagraniu wideo zamieszczonym na stronie internetowej prezydenta, dodając, że 316 Ukraińców zostało rannych w walkach z rosyjską armią.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ocenił, że jego kraj "został sam" w walce z rosyjską armią, która dzień wcześniej rozpoczęła inwazję na Ukrainę.

"Kto jest gotów walczyć razem z nami? Nikogo nie widzę. Kto jest gotowy dać Ukrainie gwarancję członkostwa w NATO? Wszyscy się boją" - powiedział Zełenski w nagraniu wideo zamieszczonym na stronie internetowej prezydenta.

Zełenski stwierdził także, że rosyjskie "grupy dywersyjne" przeniknęły już do Kijowa.

Prezydent Zełenski zaapelował do światowych liderów o pomoc w przeciwstawieniu się rosyjskiej agresji. Podkreślił, że jeśli ta pomoc nie nadejdzie, to "jutro wojna zapuka do drzwi” innych państw.

Piszemy o wymiarze komunikacyjnym wojny w Ukrainie

RCB ostrzega przed fałszywymi narracjami o wojnie w Ukrainie. W sieci masowa dezinformacja, KPRM wydaje alert

KRRiT zdecydowała o usunięciu rosyjskich kanałów telewizyjnych z Polski

Portale wyłączają komentarze przy tekstach o agresji Rosji na Ukrainę

Niemal cały świat śledzi wydarzenia z Ukrainy. Jak są relacjonowane?

Polskie media relacjonują wojnę w Ukrainie: zmienione ramówki, specjalne wydania, dodatkowi dziennikarze

Izba Wydawców Prasy: Wojna w najbliższym sąsiedztwie stawia przed prasą wyjątkowe wyzwania

Dziennikarze z niezależnych mediów rosyjskich potępiają atak na Ukrainę

News24 z testową emisją na Facebooku, relacjonuje atak Rosji na Ukrainę

Ruszyły internetowe zbiórki na pomoc ofiarom agresji Rosji na Ukrainę

Prorosyjskie trolle coraz aktywniejsze

Wybuchy na Ukrainie obiegły telewizje z całego świata

Organizacje branży PR potępiają rosyjską agresję na Ukrainę i apelują o nadzwyczajny fact-checking

Dołącz do dyskusji: Cyberataki i dezinformacja staną się codziennością w Ukrainie? "Dla autorów fake newsów to idealny czas na działanie"

1 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
polski
"W Ukrainie" Polska język - trudna język...
0 0
odpowiedź