SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Świadek ws. zabójstwa Jarosława Ziętary: porwała go "święta trójca" z Elektromisu, zabójcą był rosyjski mafioso

Ziętarę porwała "święta trójca" z Elektromisu, czyli Lala, Ryba i Kapela - mówił w sądzie Zdzisław K., świadek w procesie oskarżonych m.in. o pomocnictwo w zabójstwie Jarosława Ziętary. Dodał, że według jego wiedzy, zabójcą poznańskiego dziennikarza był rosyjski mafioso ps. Malowany.

Sąd Okręgowy w Poznaniu kontynuował w środę proces Mirosława R., ps. Ryba, i Dariusza L., ps. Lala, oskarżonych o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary.

Według ustaleń prokuratury oskarżeni, podając się za funkcjonariuszy policji, podstępnie doprowadzili do wejścia Ziętary do samochodu przypominającego radiowóz policyjny. Następnie przekazali go osobom, które dokonały jego zabójstwa, zniszczenia zwłok i ukrycia szczątków. Oskarżeni nie przyznają się do winy.

W toku postępowania śledczy ustalili, że oskarżeni działali wspólnie z inną, nieżyjącą już osobą. Mirosław R. i Dariusz L., byli w pierwszej połowie lat 90. pracownikami poznańskiego holdingu Elektromis, którego działalnością interesował się Ziętara.

W środę przed Sądem Okręgowym w Poznaniu zeznania składał m.in. Zdzisław K. To świadek, który do sądu zgłosił się po ponad 20 latach od czasu, kiedy po raz ostatni widziano Ziętarę. W sądzie przyznał, że w przeszłości leczył się psychiatrycznie. Mówił, że było mu to potrzebne, by uniknąć służby wojskowej, a później "przydawało się w przekrętach". Wskazał jednocześnie, że jest gotów poddać się badaniu przez biegłych, by wykazać swoją wiarygodność.

Zdzisław K. poznał twórcę Elektromisu - Mariusza Ś. - w domu dziecka w Szamotułach. Po latach współpracował z Elektromisem, a w 1991 roku Mariusz Ś. miał zaproponować mu "wspólny interes". Zdzisław K. wskazał, że Mariusz Ś. chciał "wykorzystać" jego dokumenty świadczące o niepoczytalności i zaproponował mu wspólne przejęcie spółki Strefa Wolnocłowa.

"W ramach tej spółki sprowadziliśmy 54 tiry papierosów, to był koszt wtedy ponad 7,8 mln dolarów. Chodziło o to, żeby sprowadzić te papierosy i zdążyć jeszcze przed zmianami przepisów celnych, żeby do końca czerwca wszystkie samochody przekroczyły granicę, żeby nie była naliczana nowa stawka cła. Uzgodniliśmy, ile dni muszę wytrzymać, żeby nie płacić, i że potem kończymy działalność. A potem miałem udawać głupa przed urzędem celnym. Przeciągnęło się to do września, zwodziłem urząd celny. Nie zdążyli wszystkiego sprzedać, urząd celny zabezpieczył papierosy, były to chyba trzy tiry, które zostały w tych magazynach. Wtedy poszedłem do szpitala psychiatrycznego w Kościanie. To było we wrześniu 1991 roku i byłem tam do czerwca 1992 roku" – mówił.

Zdzisław K. mówił w sądzie, że w trakcie jego pobytu w Kościanie chciał z nim porozmawiać młody mężczyzna. Miał go wypytywać o to, co robi w tym szpitalu, dlaczego tam jest. Zdzisław K. początkowo – jak przyznał – myślał, że to jeden z pacjentów szpitala. Potem, jak sobie zdał sprawę, że to albo policjant, albo dziennikarz – odmówił jakiejkolwiek rozmowy. Zdzisław K. wskazał, że dopiero po latach "wyszło, że był to Jarosław Ziętara".

"Marek Z. (ochroniarz związany z Elektromisem – PAP) ostrzegł mnie, że dziennikarze się interesują (sprawą spółki Strefa Wolnocłowa – PAP), że węszą, szczególnie jeden z nich, z +Gazety Poznańskiej+. W czasie tej rozmowy zgadaliśmy się, że jakiś młody dziennikarzyna był w Kościanie, na terenie szpitala, początkowo myślałem, że to jest pacjent. Marek Z. był wtedy takim łącznikiem między mną, a Mariuszem Ś. Były takie sprawy, które trzeba było załatwić, a nie było wtedy telefonu, jak potrzebowałem np. pieniędzy" – mówił.

Dodał, że wtedy od Marka Z. dowiedział się, że już wcześniej pod domem Mariusza Ś. w Puszczykowie zatrzymano dziennikarza, który robił zdjęcia. "Mówił, że z drzewa go ściągali ochroniarze, że zrobił zdjęcia i że był taki upierdliwy. Przypuszczam, że ten człowiek szpiegował Ś. żeby się o sprawie jak najwięcej dowiedzieć. Zaczął się też interesować Elektromisem, Strefą Wolnocłową, - to wiem już od Mariusza Ś." – mówił w sądzie świadek.

Zdzisław K. powiedział, że nazwisko Ziętary poznał dopiero w 1993 roku. Jak tłumaczył, wtedy jeden z ochroniarzy Mariusza Ś. - Roman K., ps. Kapela - miał popełnić samobójstwo. "Marek Z. nie za bardzo wierzył w to samobójstwo. Mówił, że to dziwne. I że chodziło o to, że Kapela nie wytrzymał psychiczne tego, co zrobili z dziennikarzem, że zaczął się rozklejać" – podkreślił świadek.

Według świadka Jarosława Ziętarę zabił rosyjski mafioso

"Marek Z. mówił mi to, bo w tamtym czasie zaczął się obwiać Lali, Ryby i innych. (…) Kapela miał porwać i być przy zabójstwie tego dziennikarza – to mi mówił Marek Z. Miało to być w magazynie Elektromisu przy ul. Wołczyńskiej, tam gdzie były wcześniej przetrzymywane papierosy. Było tam więcej osób; mieli go obłożyć, to znaczy nie mieli go zabić, tylko wybić mu z głowy zainteresowanie Elektromisem. Miał tam być też Ryba i Lala, ci którzy go porwali, tzw. święta trójca. Święta trójca, czyli Ryba, Lala i Kapela" – mówił w sądzie.

Dodał, że zabójcą Ziętary miał być "Malowany", czyli rosyjski mafioso Andriej Isajew (zginął w Poznaniu w 1997 r.). "Marek Z. powiedział, że to +Malowany+ dokonał tego zabójstwa, miał go straszyć, ale zdarzył się +wypadek przy pracy+ (…) Od początku nie było założone, że człowiek ma zginąć, ale miał zostać tak zmaltretowany fizycznie, psychicznie, żeby mu się odechciało interesować" – mówił.

W sądzie Zdzisław K. przyznał, że z Mariuszem Ś. od wielu lat ma konflikt na tle rozliczeń finansowych związanych z działalnością Strefy Wolnocłowej. Według świadka, Ś. jest mu winien sporą sumę pieniędzy. Dodał jednak, że kwestie finansowe nie były jego motywacją do składania zeznań w tej sprawie.

W środę sąd przesłuchał także Pawła D. Mężczyzna był współpracownikiem Jerzego U. – kluczowego świadka w tej sprawie. Jerzy U. miał być naocznym świadkiem porwania Ziętary. Według jego relacji, śledził Ziętarę na zlecenie Elektromisu, a w dniu jego porwania miał widzieć całe zajście, bo nieopodal siedział w samochodzie ze swoim współpracownikiem.

Paweł D. powiedział w sądzie, że nie przypomina sobie, "żebyśmy w czasie współpracy z U. śledzili kogoś na ulicy Kolejowej w Poznaniu (ulica, przy której mieszkał Ziętara - PAP). Oczywiście wiem, gdzie jest ta ulica – na Łazarzu. Jak ja jeździłem z U., to na pewno nie śledziliśmy żadnego dziennikarza".

"Nic mi też o tym nie wiadomo, aby jakaś z osób śledzonych jako dłużnik, czy niewierny małżonek, miała być dziennikarzem. U. dawał nam takie polecenia, że mówił gdzie dana osoba mieszka, nieraz pokazywał zdjęcia takiej osoby, mówił, że mamy podjechać pod jej dom, zrobić zdjęcia. (…) Nie pamiętam, żebym widział, że osoba przeze mnie obserwowana była zatrzymywana przez policję. Na pewno nie widziałem czegoś takiego" – mówił.

"Widziałem w materiałach prasowych zdjęcie Jarosława Ziętary. Na 100 proc. wykluczam możliwość, że tę osobę miałem obserwować" – zaznaczył.

Paweł D. mówił w sądzie także o okolicznościach składania zeznań w tej sprawie. Jak powiedział, to Jerzy U. "zabrał go na przesłuchanie", a on sam początkowo nie wiedział, gdzie i po co jedzie.

"Jeżeli chodzi o przesłuchanie, na które wiózł mnie U., to byliśmy w hotelu pod Wrześnią. Tam przyjechał prokurator, policjant Bogdan, oraz jeszcze trzecia osoba, nie wiem, czy to był protokolant. Byliśmy przy recepcji, na dole, nie wynajmowaliśmy pokoju. To się odbywało w samochodzie. Pan U. najpierw poszedł do samochodu prokuratora, a potem zawołał mnie. Przesłuchanie było w samochodzie, przy moim przesłuchaniu obecny był prokurator i ten protokolant chyba" – mówił.

Dodał, że "Jerzy U. z tym policjantem palili wtedy dokumenty przed samochodem, nie wiem, jakie dokumenty, ale to pamiętam dokładnie. Tam stała taka popielnica i tam je palili" – wskazał.

Dodał, że później "Jerzy U. mówił mi, że tego nie widział, tego zajścia (porwania Ziętary – PAP)". Świadek wskazał, że Jerzy U. powiedział, że "był konflikt na Jumbo (w ochronie marketu – PAP), bo stamtąd wyleciał. To mi tłumaczył później. Uważał, że to Ryba i Lala byli winni temu, że on stracił pracę na Jumbo i w ochronie klubie Sami Swoi. On to wiązał z tym zeznaniami. W tej sprawie, mówił też, że zostali już ukarani - bo wtedy oskarżeni byli już zatrzymani".

Kolejna rozprawa odbędzie się w styczniu.

Dołącz do dyskusji: Świadek ws. zabójstwa Jarosława Ziętary: porwała go "święta trójca" z Elektromisu, zabójcą był rosyjski mafioso

1 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Czy MŚ to
słup spod kryszy mossad i CIA ?
0 0
odpowiedź