„Wprost” kontra „Newsweek”: spóźniony pozew, małe szanse na precedens
Udowodnienie przez wydawcę „Wprost”, że zespół redakcyjny na czele z Tomaszem Lisem unikalne rozwiązania i know-how tego tytułu skopiował w „Newsweeku”, byłoby precedensem na polskim rynku - komentują dla Wirtualnemedia.pl Michał Kobosko, Ewa Redel-Bydłowska i Michał Karnowski.
Michał Kobosko, redaktor naczelny Project Syndicate Polska, dyrektor warszawskiego biura Atlantic Council, w przeszłości m.in. redaktor naczelny „Newsweeka” i „Wprost”
Trudno mi komentować ten pozew, nie znam jego szczegółów. Nie wiem też, dlaczego został złożony dopiero teraz.
Wiosną 2012 niemal cały zespół „Wprost” przeszedł do „Newsweek Polska”, więc realnie było tak, że ci sami ludzie w jednym tygodniu realizowali pewne pomysły w jednym tytule, a w następnym kontynuowali je w drugim. Wtedy to było rzecz jasna bulwersujące: dawny zespół „Wprost” wprowadził duże zmiany w zawartości „Newsweeka”, powtarzając w dużym stopniu model pisma znany z „Wprost”.
Trudno mi wyrokować, czy pozew wydawcy „Wprost” ma jakieś szanse na powodzenie. Na pewno nie ma szans na szybkie rozstrzygnięcie.
Jako czytelnik mogę stwierdzić, że obecnie „Wprost” i „Newsweek” są do siebie bardzo podobne, stanowią swoją bezpośrednią konkurencję. Dziś nie zakładałbym się, który z tych dwóch tygodników przetrwa na rynku.
Ewa Redel-Bydłowska, wiceprezes Edipresse Polska
Na pewno naruszenia wymienione przez wydawcę „Wprost”, o ile mają potwierdzenie w rzeczywistości, byłyby wystarczające do złożenia pozwu. Każdy wydawca ma prawo do ochrony swojej własności, którą są także layout i układ graficzny jego czasopisma. Wydawca „Wprost” w informacji o pozwie wytyka też jednak konkurentowi wykorzystanie przez przechodzący do niego zespół redakcyjny know-how i poufnych informacji - a to akurat moim zdaniem jest nie do udowodnienia w sądzie.
Kilka lat temu mieliśmy postępowanie w ramach Sądu Koleżeńskiego IWP z Wydawnictwem Bauer, które skopiowało w „Tinie” nasze rozwiązania graficzne z „Przyjaciółki”. Sąd Koleżeński orzekł, że doszło do naruszenia naszych praw, ale Bauer wprowadził w międzyczasie w swoim czasopiśmie odpowiednie zmiany. Przy czym w tamtej sytuacji doszło do bardzo bezpośredniego skopiowania naszych rozwiązań layoutowych (przede wszystkim co do okładki) przez konkurenta, na co zareagowaliśmy od razu i zgłosiliśmy to do instytucji branżowej. Sytuacja między wydawcami „Newsweeka” i „Wprost” nie jest moim zdaniem tak jednoznaczna.
Michał Karnowski, członek zarządu Fratrii, wydawcy m.in. „W Sieci”
Złożenie pozwu przez wydawcę „Wprost” w pewnej mierze jest ruchem desperackim, dziwnym i niespotykanym. Wydaje się, że po odejściu ekipy Lisa tytuł nie złapał drugiego oddechu.
„Wprostowi” trudno będzie wygrać ten proces, ale nie jest to niemożliwe. Kluczowe jest oczywiście, czy będzie w stanie udowodnić, że doszło do skopiowania pewnych rozwiązań w zakresie sposobu konstruowania układu pisma czy graficznego obudowania tekstu
Jestem świeżo po wygranym w pierwszej instancji procesie z Grzegorzem Hajdarowiczem, który zarzucał tygodnikowi „W Sieci” podobne działania jak „Wprost” „Newsweekowi”. Muszę przyznać, że sądy potrafią głęboko wnikać w tego typu sprawy. Zwłaszcza że w przypadku „Wprost” i „Newsweeka” mamy do czynienia z podobnymi produktami kierowanymi do tej samej w zasadzie grupy docelowej. Dodatkowo nie było żadnej przerwy między pracą zespołu redakcyjnego Tomasza Lisa w pierwszym i drugim tygodniku. A to rodzi ryzyko przeniesienia pewnych nawyków i skopiowania rozwiązań, nawet nie do końca świadomie.
To będzie bardzo ciekawy proces, wręcz precedensowy. Ale i sytuacja, w której praktycznie cały zespół opuszcza redakcję i przechodzi do konkurencyjnego pisma, była niezwykła. Jeżeli więc wydawcy „Wprost” uda się wykazać podobieństwa graficzne z „Newsweekiem” i wykorzystanie poufnej wiedzy przez jego nowy zespół redakcyjny, orzeczenia sądu mogą być różne.
Poprzednia 1 2
Dołącz do dyskusji: „Wprost” kontra „Newsweek”: spóźniony pozew, małe szanse na precedens