Dzisiaj obchodzimy Dzień Edukacji Narodowej. To ważny dzień dla nauczycieli, którzy mają coraz mniej powodów do świętowania. Z powodu niżu demograficznego ubywa uczniów. Wiele szkół jest zamykanych, a coraz więcej nauczycieli może martwić się o etat. Równocześnie pracownicy oświaty mają marne szanse na podwyżki.
Manifestacja organizowana przez Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz Solidarność dotyczy przeciwdziałania prywatyzacji edukacji oraz zahamowania procesu łamania prawa przez niektóre samorządy prowadzące szkoły. Nauczyciele chcą też zwiększenia nakładów na edukację oraz podwyżek dla pracowników oświaty.
Z danych GUS-u wynika, że w roku szkolnym 2013/2014 w polskich szkołach podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych uczyło się 5 mln dzieci, czyli 200 tys. mniej niż rok wcześniej i milion mniej niż w roku szkolnym 2007/2008. Liczba dzieci uczących się zmalała zatem o ponad 15%. W tym samym okresie liczba nauczycieli spadła o 26 tysięcy, czyli o 5%.
- Wiele mitów na temat pracy nauczycieli wynika m.in. z trudności monitoringu ich czasu pracy. Nauczyciele różnych specjalności pracują inaczej. Czas pracy zależy także od poziomu dzieci, zainteresowania rodziców czy polityki szkoły. Trudno jest zatem jednoznacznie wydać sąd, że nauczyciele pracują dużo albo mało. Z danych zebranych przez Bankier.pl wynika, że przeciętny nauczyciel zarabia 2,4 tys. zł na rękę za 33 godziny pracy w tygodniu. Aż 78% nauczycieli zarabia mniej niż 2853 zł netto, a tyle mniej więcej wynosi średnia w sektorze przedsiębiorstw – komentuje Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl.
Problem zatem jest bardzo złożony. Z jednej strony mamy za dużo nauczycieli, a z drugiej ich zarobki są niskie w stosunku do wymagań na nich nakładanych. Wiele wskazuje na to, że redukcja zatrudnienia w oświacie jest nieunikniona, ale to też nie jest prosty proces. ZNP i też MEN słusznie zwracają uwagę, że małe szkoły w mniejszych miejscowościach często pełnią też bardzo ważną rolę społeczną i kulturalną w regionie.
- Z finansowego punktu widzenia nie ma sensu utrzymywać 10 etatów dla 50 dzieci – taniej wychodzi opłacenie kursów autobusu, który dowoziłby je do innej placówki. Trudno jednak policzyć koszty społeczne takiego rozwiązania. Nie daje ono też odpowiedzi na pytanie, co zrobić ze zwolnionymi nauczycielami, których wówczas w zasadzie skazuje się na długie bezrobocie. Niestety państwo do tej pory nie opracowało planu i systemu aktywizacji zawodowej „zredukowanych” pracowników oświaty. Istnieje duże ryzyko, że takie proste cięcie kosztów przez samorządy w długim okresie przyniosłoby więcej szkód niż pożytku, dlatego każdy przypadek trzeba rozpatrywać oddzielnie. W tym kontekście trudno dziwić się nauczycielom i też rodzicom, że protestują – komentuje Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl.
Więcej na ten temat: http://www.bankier.pl/wiadomosc/Nauczyciele-zapowiadaja-protest-Czy-maja-racje-7281227.html
dostarczył infoWire.pl