W Polsce moda na Jelly Belly dopiero się zaczyna. Żelki w 80 smakach dostępne są w Internecie oraz kilku sklepach firmowych, np. w warszawskich Złotych Tarasach. Klienci chętnie kupują nie tylko tradycyjne smaki owocowe, takie jak malina, brzoskwinia, cytryna, kiwi, śliwka, marakuja, arbuz, ale również te bardziej niezwykłe: kawowe, alkoholowe, smaki lodów, ciast, napojów Sunkist, czy smoothies. Prawdziwym hitem są żelki Bean Boozled, wśród których znaleźć możemy naprawdę niesamowite smaki, np. sok ze stonogi, pastę do zębów, wymiociny czy karmę dla psów! Wybór jest tak duży, że żeby spróbować każdego smaku, trzeba by na jedzenie poświęcić aż 4 godziny!
O tym, że Jelly Belly zdobywają w Polsce coraz więcej fanów, świadczą nie tylko kolejki przed stoiskami i sklepami z fasolkami. Żelki wszystkich smaków świata często pojawiają się jako urozmaicenie imprezy (opakowanie Bean Boozled może być żelkową „rosyjską ruletką”, gdy losuje się fasolkę i istnieje niebezpieczeństwo, że to jeden z tych niezbyt przyjemnych smaków) lub jako dekoracja do wypieków. Kolorowymi fasolkami można udekorować inny amerykański przebój – muffinki lub cupcakes i wziąć udział w konkursie, organizowanym przez portal Szybkajazda.pl. Autor zdjęcia najpiękniejszej muffinki będzie miał okazję spróbować aż 65 smaków żelków – nagroda główna to aż 3kg Jelly Belly! Więcej szczegółów: http://szybkajazda.pl/konkurs.php
Czy Polacy – tak jak Amerykanie – zwariują na punkcie słodkich fasolek w 80 smakach, a żelki będą pojawiać się na przyjęciach, konferencjach, w cukierniach i podczas sejmowych komisji śledczych? Biorąc pod uwagę sukcesy innych kulinarnych hitów zza oceanu, jest spora szansa na to, że tak właśnie się stanie.